wtorek, 26 maja 2015

Nareszcie!

I już po maturkach :D Ostatnia była wczoraj ^^
Cieszę się razem ze wszystkimi, którzy również przeżywali w tym roku te tortury, a tym, którzy jeszcze trochę ich mają życzę powodzenia ;)
Ostatnio weny trochę mi zabrakło, ale coś czuję, że niedługo znów coś wstawię ;). Może nawet nie koniecznie o takiej skrzywionej psychicznie tematyce :D
Niech moc będzie z wami! :D

Takie tam, z wycieczki :D

czwartek, 14 maja 2015

wtorek, 12 maja 2015

Do zobaczenia w piekle

   Najwięcej odwagi wymagają te małe, proste rzeczy.
   Myślisz, że masz jaja, bo podskakujesz jakiemuś kolesiowi, mając za sobą do obrony stado skretyniałych debili o inteligencji bliskiej zeru? Taa. To wybitnie odważne.
   Wiesz co wymaga odwagi?
   Przyznanie się do błędu, powiedzenie prawdy.
   Samobójstwo.
   Tak. To też. Może po części jest to też akt tchórzostwa, ucieczki przed problemami. Ale z drugiej strony, czy odważyłbyś zadać sam sobie ból związany z odchodzeniem z tego świata? I czy byłbyś w stanie skazać się na wieczne potępienie przez to co zrobiłeś?
   Nic nie jest takie łatwe na jakie wygląda.
   Nie jestem odważna. Nigdy nie byłam. Ani wtedy, gdy miałam przeciwstawić się ojcu, ani teraz, gdy siedzę w wannie, bawiąc się żyletką. Przecież wiem, jak to zrobić. Ciąć wzdłuż żył, a nie w poprzek. To tak cholernie proste. Wprost dziecinnie. Ale mimo to nie mogę się na to zdobyć.
   Już od roku tylko znaczę swoje ciało kolejnymi koronkami bólu, nie mając odwagi na zakończenie tego wszystkiego. Na zakończenie tej cholernej farsy zwanej potocznie życiem. Moim życiem.
   Więc kolejny raz tylko tnę swoją skórę, patrząc na lejącą się krew.
   Kiedyś będę dość odważna.
   Wiem to.
     
   Kolejny dzień w szkole to też kolejny dzień dziwnych spojrzeń kierowanych w moją stronę i szeptów na mój temat. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Towarzyszą mi niemal wszędzie od roku. Odkąd wycofałam się z tego cholernego życia.
   Idę korytarzem z wysoko uniesioną głową. Mój wzrok obojętnie prześlizguje się po twarzach mijanych przeze mnie uczniów. Mają mnie za dziwadło, ale jednocześnie boją się mnie. Może dlatego, że jestem uważana za chorą psychicznie. Mówią, że moje oczy są puste jak oczy lalki.
   Możliwe. We mnie też nie ma życia.
   I wtedy zza rogu wychodzi On. Moje czarne oczy napotykają jego znienawidzone błękitne tęczówki. Tylko on nie odwraca głowy mijając mnie. I tylko widząc jego mam ochotę umknąć spojrzeniem.
   Ale idę dalej, a za mną powiewają poły płaszcza. Jego spojrzenie staje się szydercze. A ja... Ja widząc go wprost nie mogę powstrzymać fali nienawiści i pogardy płynących z moich oczu. Musi je widzieć, bo po chwili udaje, że mnie nie dostrzega.
   Jak ja nienawidzę Toma Harrisa.
     
   Jego oddech owiewa moją twarz. Nienawidzę zapachu gumy owocowej. Boli mnie wszystko. Każda część ciała, której dotykają jego ręce. A dotykają mnie wszędzie, co wywołuje u mnie odruch wymiotny. Ale nie mogę go odepchnąć, tak jak nie mogę krzyczeć.
   Musiał dodać coś do mojego piwa. To niemożliwe, żeby trzy puszki wywarły na mnie taki efekt.
   Całuje mnie w szyję, a zaraz potem w usta, gryząc moją skórę. Gdy jego zęby zaciskają się na mojej wardze czuję spływającą z niej krew. Jego ręce już dawno dostały się pod moją sukienkę, zdzierając ze mnie bieliznę. Chcę się od tego uwolnić, ale nie mogę.
- A teraz dasz mi to, na co czekam od roku - warczy.
   Popycha mnie w róg pomieszczenia. Nogi uginają się pode mną, przez co moja głowa uderza z cichym trzaskiem w ścianę. Ból eksploduje w moim mózgu.
   Zawsze tu się budzę. Pewnie dlatego, że w realu właśnie wtedy straciłam przytomność.
   Tej nocy jest inaczej.
   Idzie w moja stronę rozpinając spodnie. Ale ja nadal czuję swoje ciało. Dlatego, gdy przygniata mnie do podłogi i chwilę potem wbija się we mnie, ból zalewa mnie swoją falą. Jego zachrypnięte jęki rozkoszy budzą moje obrzydzenie. Ból pulsuje we mnie nieustannie, wciskając z oczu łzy a z gardła jęki bólu.
- No, mała. Spisałaś się - mówi opadając na mnie po ostatnim, głośniejszym jęku.
   "Żałośnie krótko, Tom" - mówi podświadomość tej prawdziwej mnie.
   Podnosi się, a tym razem ja robię to samo. Klęczy, a ja odchylam jego głowę wpijając się w jego usta i siadając na jego kolanach. Zaskoczony przyciska mnie do siebie, a ja czuję, że jego żałośnie mała męskość znów zaczyna twardnieć.
   Wtedy zsuwam usta na jego szyję
   i wgryzam się w jego krtań.
    
   Budzę się, a moje ciało jak zawsze po tym śnie pulsuje bólem. Nie pamiętam prawie nic z tamtego wieczoru. Obudziłam się miesiąc później, z paraliżem kończyn dolnych wynikającym ze  śpiączki. Dowiedziałam się, że znalazł mnie jakiś starszy chłopak, ale dopatrzyli się tylko urazu głowy, nie gwałtu. Szybko odzyskałam sprawność. I znienawidziłam Toma Harrisa.
   Zaczęłam się ciąć. I robię to do tej pory, nie mając odwagi aby zakończyć swoje marne życie.
   Ale nie to jest najgorsze w tym wszystkim. Najgorsze jest to, że...
   ja wciąż go kocham.
   Kocham Toma.
   Mojego pierwszego chłopaka. Mojego gwałciciela.
   A jednocześnie nienawidzę go.
   Najbardziej na świecie.
   Ale czas z tym skończyć. Skończyć ze słabością. Już wiem, co zrobić.
    
   Woda barwi się na czerwono. Robię kolejną kreskę na udzie i następny krwawy strumyk wpływa do wody. Zagryzam z rozkoszy wargi i zamykam oczy odchylając głowę do tyłu. Kolejna zmiana zapoczątkowana przez Toma.
   Stałam się masochistką. Nic nie sprawia mi takiej przyjemności jak ból.
   Wychodzę z wody i wycieram się. Tarcie ręcznikiem po nie do końca zagojonych ranach i bliznach, znajdujących się na udach, rękach brzuchu i biodrach, sprawia mi dodatkowy ból, którym rozkoszuję się jak kiedyś wódką. 
   Ubieram się w bordową, przylegającą sukienkę. Jej długie rękawy zasłaniają wszystkie blizny. Jest odpowiednio długa, by zakryć pamiątki na nogach, a jednocześnie wystarczająco krótka, żeby przyciągnąć spojrzenia chłopaków. Nie przejmuję się ciągle krwawiącymi ranami. Nie będzie widać tych plam. Nie na tej sukience. Zakładam botki na platformie, a na ramię zarzucam torebkę.
   Nikt w domu nie zauważył mojego wyjścia. Jak zawsze.
      
   Przysięgam spojrzenia. Zawsze tak było i jest. Z makijażem ciężko mnie poznać. I o to chodzi.
   Czuję na sobie jego spojrzenie, gdy wiję się na środku parkietu. Zawsze go do mnie ciągnęło. Tak jest i tym razem.
   Jego ręce przyciągają do niego moje biodra. Wyciągam rękę nad głowę i paznokciami znaczę delikatnie drogę na jego szyi. Staje mu.
   Odwraca mnie w swoją stronę i unosi moją twarz do góry. Chce się odsunąć, ale uniemożliwiam mu to, przeciągając go do siebie za pasek.
- Czego chcesz? Jeszcze ci mało? - Patrzy na mnie z pogardą.
- Tęskniłam - odpowiadam mu wprost do ucha, przygryzając je i napierając cyckami na jego klatę.
   Podoba mu się. Wiem to. I wiem, że chce więcej. Przesuwam językiem po jego szyi, przygryzając coraz mocniej jego skórę. 
   Sadystką też jestem.
   Łapię go za koszulę i ciągnę za sobą. Nawet się nie opiera. Żałosne. Wyprowadzam go na balkon. Nie obchodzi mnie, że ktoś z innego bloku może nas widzieć. Całuję Toma gryząc jego język do krwi. Odpowiada mi tym samym. Wzdycham zadowolona. Może mogłoby coś z tego wyjść. Może...
   Ale już za późno.
   Jego dłonie unoszą mnie, a za chwilę siedzę już na balustradzie. Znów go całuję, a jego dłonie zaciskają się na moich cyckach jak kiedyś. Tylko teraz ten ból sprawia mi przyjemność. Krew płynąca wcześniej z ran zdążyła zaschnąć i zlepić się z sukienką, więc gdy raptownie pociąga jej koniec trochę do góry, zrywa wraz z materiałem strupy. Z moich ust wyrywa się jęk rozkoszy wywołany tym bólem. Myśląc, że moja reakcja związana jest z jego działalnością, chłopak przyciska mnie do siebie. Nie wyprowadzam go z błędu. Jego ręka dotyka krwi gromadzącej się na mojej nodze.
- Co do..?
   Nie pozwalam mu zwracać na to uwagi. Wpijam się w jego usta kierując jego ręce na swoją talię. Niech sobie wędrują. Rozpinam jego pasek.
- Patrzę, że się podszkoliłaś.
   Popycham go gwałtownie do tyłu. Ląduje tyłkiem na betonie. Chwilę potem siedzę już na nim. Ledwie czuję, że we mnie jest.
- Dobrze, maleńka.
   To jest żałosne. Stęka i jęczy z rozkoszy, a ja nawet nic nie czuję. Żadnego bólu. Nic.
   Czuję, jak jakieś ciepło rozlewa się we mnie. Znów doszedł w minutę. Jedną ręką łapię go za brodę, drugą wplatam w jego włosy z tyłu głowy. Odrywam swoje usta od jego.
- Do zobaczenia w piekle, Tom.
   Jego oczy są przerażone. Cholernie mnie to podnieca. Zanim robi cokolwiek, przekręcam gwałtownie jego głowę w prawą stronę. Słysząc satysfakcjonujące pęknięcie zaczynam się śmiać. Całuję jego usta, choć to niełatwe, bo jego głowa spoczywa pod nieciekawym kątem. 
   Mówią, że trzeba mieć dużo siły, aby skręcić komuś kark. Jak to dobrze, że część swojego żałosnego życia spędziłam na siłowni.
   Walę w jego klatę zaciśniętymi pięściami. Z mojego gardła wydobywa się żałosne wycie. 
- Dlaczego, Tom?! Pytam się, kurwa, dlaczego?! Mogło nam wyjść! Ale ty wolałeś umrzeć! Kochałam cię, skurwysynie! Jak mogłeś mi to, kurwa, zrobić?!
   Znów się śmieję. No tak. Przecież to przeze mnie ma teraz wywieszony z ust język i wybałuszone oczy. Wstaję i zaczynam się śmiać. Kręcę się wokoło, z rękami wystawionymi na boki. Było mi tak lekko. 
- Czemu, Tom? Czemu mnie zostawiłeś? - szepczę, a łzy spływają mi po policzkach. 
   Wchodzę na barierkę i staję chwiejnie na jej szerokiej powierzchni. 
- Kocham cię, Tom. Do zobaczenia w piekle, skurwysynie. - Duszę się urywanym śmiechem. To takie zabawne! Stoję tu i gadam z trupem. Chyba ze mną źle.
   Spadam. Jakie to wspaniałe uczucie. Tak muszą czuć się ptaki. 
   Jednak jestem odważna.
   
   "Wszyscy jesteśmy upadli" ~ "Miasto Niebiańskiego Ognia", Cassandra Clare.


czwartek, 7 maja 2015

Finito!

I nareszcie koniec! :D
Dzisiaj miałam ostatnie matury pisemne. Wolność, kurde, wolność! Wreszcie! Teraz już tylko ustne.
Wakacje czas zacząć :D
A tak przy okazji, obiecałam komuś, że coś tu napiszę, więc...

MOJA KOCHANA, ALE WREDNA I ŁAJZOWATA SIOSTRA MNIE ZOSTAWIA!

Mówiłam Ci, że to napiszę ;p

wtorek, 5 maja 2015

Kolejny odstrzał

Kolejny dzień matur za mną, a zarazem za każdym maturzystą. Jak ja kocham matmę <3
Chcecie jakąś historię?
A może rozkminę na jakiś temat?
Pomysły możecie zgłaszać w komentarzach albo pisząc na 'mejla' xD

poniedziałek, 4 maja 2015

Jedna zaliczona

No i już polak za mną. Jutro matma. No ale powinno być dobrze. Aby zaliczyć.
Tak wszyscy się "Dziadów" spodziewali albo "Pana Tadka", a tu "Lalka". Taka niespodziewanka. Ale mogło być gorzej. Zawsze to lepiej niż Treny. Co jak co, ale one totalnie mi nie przypadły do gustu. No ale co kto lubi. 
Ja chcę już piątek. Bez matur i w ogóle.
Aż wena mi odeszła trochę po dzisiejszym. Masakra.
Łączę się w bólu z tegorocznymi maturzystami ;p.

niedziela, 3 maja 2015

Potwory

   Grzeczna.
   Ona zawsze jest grzeczna.
   Siedzi w pierwszej ławce i uśmiecha się do nauczycieli. Porządnie ubrana, włosy zaplecione w warkocz. Bardzo grzeczna dziewczynka.
   Jak bardzo wygląd może być mylący...
   Ta grzeczna dziewczynka wewnątrz wcale nie jest taka ładna. Gdy uśmiecha się do nauczycieli wspomina widok wytrzeszczonych oczu kota, którego powiesiła mając 6 lat. Tak zabawnie się miotał, zanim zesztywniał zupełnie. I te jego piski...
   Potrząsa głową wracając do rzeczywistości. Profesor znów spogląda na nią zadowolony. Przecież jest najlepszą uczennicą.
   Znów odpływa wgłąb swojego umysłu. Uśmiech się do niej, jakby ją lubił. Jakby był zadowolony. Jak on może? Przecież ten cholerny belfer postawił jej tylko dobrą ocenę z pracy domowej. Dobrą! Przecież powinna dostać bardzo dobrą ocenę. A może i lepszą...
   Pasjonuje się ogrodnictwem. Wie o tym, bo powiedział im to na jednej z luźniejszych lekcji. I widziała go pewnego dnia, gdy szła do sklepu. Przycinał gałęzie wielkim, błyszczącym sekatorem. I ten blask odbity od ostrej powierzchni...
   Na myśl o spływającej po ostrzach krwi czuje przyjemny dreszcz. Zamyka na chwilę oczy delektując się tą myślą i obrazem widzianym pod powiekami. Takie narzędzie przy odrobinie wysiłku przecięłyby nawet kość. Jeden ruch i nie ma palca. Wyobrażony krzyk odbija się echem w jej umyśle. Znów zamyka oczy delektując się tym przyjemnym uczuciem rozchodzącym się po całym ciele. Kolejny ruch i nie ma kolejnego palca. A nawet dwóch. Jak wtedy, gdy ucięła ogon psu brata. Wyobrażony krzyk belfra miesza się ze wspomnianym skowytem zwierzęcia.
   Jej oddech staje się ciężki i lekko przyspiesza. Oj... Ten krzyk zaczyna ją drażnić. Powoli blokuje mu głowę. Nie może nią ruszyć i tylko wpatruje się w nią z tym przerażeniem w oczach. Powoli otwiera mu usta...
   Dzwonek wyrywa ją z marzeń.
   No tak. Jest w klasie. Na lekcji. Uśmiecha się szeroko do profesora. Jeszcze nic nie jest skończone.

   Muzyka klubowa wwierca się w jej uszy niemalże powodując ból. To takie przyjemne. Niemalże tak bardzo jak widok przestraszonych oczu brata, gdy przyszła do domu. Nadal majej za złe, że oblała jego dziewczynę gorącym tłuszczem. Ale musiała to zrobić. Przecież tamta z tym swoim uśmiechem i gładką skórą była prawie tak samo ładna jak ona sama. Przynajmniej teraz żaden z chłopaków się za nią nie obejrzy.
   Siada przy barze i zamawia sok wiśniowy. W tym świetle tak bardzo przypomina on krew.
- Witaj, ognistowłosa.
   Słysząc lekko zachrypnięty, męski głos zastyga na moment. No tak. Dzisiaj założyła czerwoną perukę. Włoski na karku stają jej dęba. Jak przyjemnie byłoby poczuć nóż na gardle. Ale ci wszyscy ludzie nie mają wyobraźni. Nie wiedzą, jakie to może być przyjemne.
- Witaj, przystojniaku - odpowiada zachrypniętym głosem.
- Mogę postawić ci drinka, piękna?
- Możesz.
   Ma jakieś 20 lat. Tacy są najlepsi. Nie myślą mózgiem tylko hormonami. Tak łatwo nimi manipulować... Tak. Będzie dobry na dzisiaj.
   Wódka z sokiem wywołuje pieczenie w jej gardle, ale to tylko zaostrza jej apetyt.
- Możesz ze mną zrobić, co tylko zechcesz - szepcze mu do ucha i rusza na parkiet kręcąc biodrami. Chłopak natychmiast rusza za nią. To takie łatwe do przewidzenia... Czuje jego dłonie na tyłku. To będzie łatwy zawodnik.
   Idą prosto do małego magazynu w pobliżu sceny. Nikt tam nie zagląda, a muzyka jest tam tak głośna, że zagłusza wszystkie inne dźwięki.
   Ledwie zamykają się za nimi drzwi, on już przyciąga ją do siebie i całuje. Jego ręce wędrują pod krótką spódnicę dziewczyny.
- Nie tak szybko. Mamy dzisiaj trochę inne plany - szepcze do niego. Oplata go rękami i nogami. Widząc jego pytające spojrzenie całuje go w szyję.
- Dobrze, mała.
   Jego początkowe westchnienie zamienia się z skowyt, gdy zaciska zęby poniżej ucha. Jego ręce odpychają ją, ale ból i opór tylko ją rozpala. Zaciska zęby jeszcze trochę mocniej, a jego krew wypełnia jej usta.
   Strach zawsze dodaje sił. Teraz też, bo chłopak zrzuca ją z siebie i przyciska rękę do rany.
- Pojebało cię dziwko?! Od czubków uciekłaś?!
   Wybiega z magazynu. Ale ona już tego nie zauważa. Opiera się o jedną ze ścian i rozkoszuje się uczuciem krwi spływającej jej po brodzie i szyi. Jej metaliczny smak jest jak afrodyzjak. Oddycha ciężko i nierówno. Taką przyjemność czuła ostatnio wtedy, gdy przeleciała tu tego tamtego blondyna. Tego, który dał jej w twarz, gdy podrapała mu dla rozrywki plecy. To nic, że później wbiła mu pilniczek w ramię, a on zemdlał. Sam opór cholernie jej się podobał.
   Wstaje, ociera czerwoną ciecz ze twarzy i uśmiecha się. Tak. Ten wieczór był udany. Zrzuca perukę i zmienia bluzkę. Wychodzi z pomieszczenia. Ugryziony chłopak mija ją na środku parkietu i nie poznaje jej.
   Tak. To był dobry wieczór.
   Bardzo dobry.
   A to dopiero początek.
   
   Prawdziwe potwory rodzą się i żyją w naszych głowach.

***
Kolejne znalezione w zakątkach umysłu.
Fascynuje mnie zwrot "potwory w naszych umysłach".
Może dlatego tworzę to wszystko.
Bo mój własny potwór nie daje mi spokoju...

piątek, 1 maja 2015

Wszystko i nic

   Wiesz, czego mi brakuje najbardziej?
   Tego uczucia, że świat jest mój. Że mogę mieć wszystko, czego tylko zechcę. Że mogę być kim tylko zechcę.
   A nie mogę.
   Mój czas jest dokładnie policzony. Nie da się przeciągnąć tej granicy.
   Chcę mieć jeszcze tyle.
   Chcę więcej czasu. Chcę poznać to uczucie,gdy zasypiam bez cienia strachu, że jutro już się nie obudzę. Chcę poczuć, jak to jest być panem swojego losu.
   Chcę wiedzieć, jak to jest żyć normalnie.
   A nie mogę.
   Znam szpital. Znam obawę, że ten dzień jest moim ostatnim, że jutro nie będę w stanie żyć samodzielnie, że będę w całości uzależniona od innych. Znam strach, że choroba tym razem zwycięży mój organizm.
   Tylko takie życie znam.

***
Takie coś z cyklu "wyrwane z otchłani mojego pokręconego umysłu".
Różne rzeczy rodzą się w naszych głowach.
Ale tylko część z nich wychodzi na światło dzienne.
Najgorsze potwory rodzą się w naszych umysłach.
Też uważacie, że to fascynujące?